Poczułam jak ze strachu sztywnieje mi całe
ciało. Plecy oblały się zimnym potem, a przez ramiona przebiegły dreszcze.
Mężczyzna za mną przesunął dłoń z pistoletem do mojej głowy. Drugą ręką objął
mnie w tali, bym na pewno nie uciekła.
-
Ladies and Gentlemans, Madames and Monsieurs, prosiłbym o przejście dla mnie i
Mon Cherie zakładniczki.
'Mon
Cherie zakładniczki'? Naprawdę? Chyba nigdy nie słyszałam nic żałośniejszego.
Stalowa lufa przypomniała mi jednak, że to nie czas i miejsce na lekceważenie
mężczyzny. Żałosny czy nie, miał jeden stanowczy argument- pistolet
przyciśnięty mi do głowy.
Mężczyzna
popchnął mnie delikatnie do przodu. Pamiętając o jego przewadze nie próbowałam
się przeciwstawić. Z resztą nie dałabym rady. Byłam zbyt sparaliżowana
strachem. Posłusznie szłam tak, jak mi kazał. Czułam jak trzęsą mi się ręce.
Dobra, Nina. Weź się w garść. Zaciśnęłam palce w pięść, aż odbiły mi się ślady
pół-księżycy na wnętrzu dłoni. Ból przywołał mnie do porządku. Bardziej
opanowana kierowałam się w stronę drugiego końca wagonu. Gdy dotarliśmy do
końca mężczyzna dłonią z pistoletem usiłował otworzyć drzwi. Przerażona
rozejrzałam się po wagonie. Czy naprawdę nikt mi nie pomoże?
Jednak
znalazł się wybawca. Gładko ogolony chłopak, na oko dwudziestoletni.
Wykorzystał fakt, że postać trzymająca mnie stała odwrócona do niego plecami.
Obcerwowałam go pełna nadziei. Zakradł się do mężczyzny i zwinnym ruchem
przytrzymał dłoń z bronią. Nie na długo. Widocznie zirytowany oprawca szybko
się wyswobodził. Szybkim kopniakiem rozłożył chłopaka na ziemię. Przekrzywił
głowę i lekko się uśmiechnął puszczając moje biodro. Korzystając z okazji
odsunęłam się od niego. Jakaś staruszka kurczowo ścisnęła mnie za rękę
przygwożdżając do ściany. Z niewielkiej, ale w miarę bezpiecznej odległości
obserwowałam mężczyzn. Pierwszy raz miałam okazję przyjrzeć się temu stojącemu.
Był średniego wzrostu, ale coś w jego postawie wzbudzało strach. Delikatny
zarost marszczył się, gdy tak stał i się uśmiechał. Ręce przytrzymywały broń wycelowaną
w leżącego chłopaka. Pewnie trzymały pistolet. Zwinny, ledwie widoczny ruch
palcem. A potem huk. Mężczyzna pociągnął za spust. Poczułam jak mimowolnie
trzęsie mi się warga. Zacisnęłam powieki. Nie chcę tego widzieć! Dłoń kobiety
puściła mnie. Usłyszałam jej kroki, a potem jak pada na kolana przy
postrzelonym chłopaku. Wagon ogarnął jej szloch i nerwowe szeptanie:
-Luc,
Luc...
Usłyszałam
kolejne kroki. Tym razem cięższe. Zatrzymały się prz mnie. Znów poczułam lufę
na karku. Mężczyzna złapał mnie za rękę i przeciągnął po podłodze. W pewnym
momencie zatrzymał się.
-Otwórz
oczy, Mon Cherie- wyszeptał mi do ucha. Gdy nie wykonałam polecenia krzyknął
zniecierpliwiony.- Otwórz kurwa te oczy!
Powoli
podniosłam powieki. Zagryzłam wargę bojąc się tego, co zobaczę. Na podłodze
leżał mój niedoszły wybawca. Dokładnie po środku czoła miał idealnie okrągłą
dziurę, z której sączyła się krew. Skapywała po jego twarzy końcowo kończąc na
ziemi. Oczy patrzyły martwo na otaczający je świat. Staruszka, która wtedy chwyciła
mnie za rękę teraz gorączko pocierała poloczki chłopaka wciąż szepcząc:
-Luc,
Luc...
Tym
razem nie udało mi się opanować dreszczy. Czułam, że całe ciało drga mi od tych
wszystkich wydarzeń. Mężczyzna ponownie pochylił się nade mną.
-
Widzisz, Cherie? Spróbujesz jakiś sztuczek, a skończysz jak kolega. A teraz-
kontynuował- wstań. Mamy jeszcze kawałek drogi przed sobą.