środa, 19 marca 2014

Rozdział 2

  Poczułam jak ze strachu sztywnieje mi całe ciało. Plecy oblały się zimnym potem, a przez ramiona przebiegły dreszcze. Mężczyzna za mną przesunął dłoń z pistoletem do mojej głowy. Drugą ręką objął mnie w tali, bym na pewno nie uciekła.
- Ladies and Gentlemans, Madames and Monsieurs, prosiłbym o przejście dla mnie i Mon Cherie zakładniczki.
'Mon Cherie zakładniczki'? Naprawdę? Chyba nigdy nie słyszałam nic żałośniejszego. Stalowa lufa przypomniała mi jednak, że to nie czas i miejsce na lekceważenie mężczyzny. Żałosny czy nie, miał jeden stanowczy argument- pistolet przyciśnięty mi do głowy.
Mężczyzna popchnął mnie delikatnie do przodu. Pamiętając o jego przewadze nie próbowałam się przeciwstawić. Z resztą nie dałabym rady. Byłam zbyt sparaliżowana strachem. Posłusznie szłam tak, jak mi kazał. Czułam jak trzęsą mi się ręce. Dobra, Nina. Weź się w garść. Zaciśnęłam palce w pięść, aż odbiły mi się ślady pół-księżycy na wnętrzu dłoni. Ból przywołał mnie do porządku. Bardziej opanowana kierowałam się w stronę drugiego końca wagonu. Gdy dotarliśmy do końca mężczyzna dłonią z pistoletem usiłował otworzyć drzwi. Przerażona rozejrzałam się po wagonie. Czy naprawdę nikt mi nie pomoże?
Jednak znalazł się wybawca. Gładko ogolony chłopak, na oko dwudziestoletni. Wykorzystał fakt, że postać trzymająca mnie stała odwrócona do niego plecami. Obcerwowałam go pełna nadziei. Zakradł się do mężczyzny i zwinnym ruchem przytrzymał dłoń z bronią. Nie na długo. Widocznie zirytowany oprawca szybko się wyswobodził. Szybkim kopniakiem rozłożył chłopaka na ziemię. Przekrzywił głowę i lekko się uśmiechnął puszczając moje biodro. Korzystając z okazji odsunęłam się od niego. Jakaś staruszka kurczowo ścisnęła mnie za rękę przygwożdżając do ściany. Z niewielkiej, ale w miarę bezpiecznej odległości obserwowałam mężczyzn. Pierwszy raz miałam okazję przyjrzeć się temu stojącemu. Był średniego wzrostu, ale coś w jego postawie wzbudzało strach. Delikatny zarost marszczył się, gdy tak stał i się uśmiechał. Ręce przytrzymywały broń wycelowaną w leżącego chłopaka. Pewnie trzymały pistolet. Zwinny, ledwie widoczny ruch palcem. A potem huk. Mężczyzna pociągnął za spust. Poczułam jak mimowolnie trzęsie mi się warga. Zacisnęłam powieki. Nie chcę tego widzieć! Dłoń kobiety puściła mnie. Usłyszałam jej kroki, a potem jak pada na kolana przy postrzelonym chłopaku. Wagon ogarnął jej szloch i nerwowe szeptanie:
-Luc, Luc...
Usłyszałam kolejne kroki. Tym razem cięższe. Zatrzymały się prz mnie. Znów poczułam lufę na karku. Mężczyzna złapał mnie za rękę i przeciągnął po podłodze. W pewnym momencie zatrzymał się.
-Otwórz oczy, Mon Cherie- wyszeptał mi do ucha. Gdy nie wykonałam polecenia krzyknął zniecierpliwiony.- Otwórz kurwa te oczy!
Powoli podniosłam powieki. Zagryzłam wargę bojąc się tego, co zobaczę. Na podłodze leżał mój niedoszły wybawca. Dokładnie po środku czoła miał idealnie okrągłą dziurę, z której sączyła się krew. Skapywała po jego twarzy końcowo kończąc na ziemi. Oczy patrzyły martwo na otaczający je świat. Staruszka, która wtedy chwyciła mnie za rękę teraz gorączko pocierała poloczki chłopaka wciąż szepcząc:
-Luc, Luc...
Tym razem nie udało mi się opanować dreszczy. Czułam, że całe ciało drga mi od tych wszystkich wydarzeń. Mężczyzna ponownie pochylił się nade mną.
- Widzisz, Cherie? Spróbujesz jakiś sztuczek, a skończysz jak kolega. A teraz- kontynuował- wstań. Mamy jeszcze kawałek drogi przed sobą.